Obecnie może to wyglądać tak, jakby kryzys bankowy nigdy się nie wydarzył. Indeksy szybko wróciły do równowagi. Być może zbyt szybko jak na to, że jeszcze kilka dni temu mówiło się o systemowym krachu.
Sytuacja została porównana do tego, co działo się w okolicach 2008 roku, choć sam SVB nie był na tyle duży, by wywołać kryzys, a ponadto skupiał się na wąskim segmencie sceny najnowszych technologii i startupów. Gwarantując depozyty wszystkim deponentom, niezależnie od kwoty na koncie, Fed zapobiegł załamaniu się ekosystemu firm technologicznych. Mogły one bez przeszkód dalej płacić swoim pracownikom i wywiązywać się ze swoich zobowiązań. W przypadku Credit Suisse stawka była jednak zupełnie inna.
Credit Suisse to nie tylko bank założony w 1856 roku. Był on symbolem szwajcarskiej bankowości. Wraz z UBS były jedynym dużym bankiem, który przetrwał do dnia dzisiejszego. W 1991 roku upadł bank Thoune, popularny zwłaszcza wśród drobnych ciułaczy. Największym problemem związanym z przejęciem Credit Suisse jest właśnie utrata konkurencji na rynku bankowym.
Dzięki temu w Szwajcarii pozostał tylko jeden superbank – UBS. Trzydzieści lat temu zróżnicowanie rynku było znacznie większe. Jak doszło do upadku Credit Suisse? Całą historię zrekapitulujemy w czterech aktach.
1) Bank o złej reputacji
Pierwszym podejrzanym czynnikiem w całej operacji był znaczny pośpiech, z jakim doszło do rozwiązania problemu. Od początku stale umacniano przekonanie, że Credit Suisse to bank, który i tak trzeba uratować, bo jest zbyt duży, by upaść.
Przez ostatnie dwadzieścia lat Credit Suisse był przede wszystkim bankiem, który stale gromadził różne podejrzane sprawy i grzywny. Bank ten był cierniem w boku władz amerykańskich, ponieważ pomagał obywatelom USA ukrywać konta przed amerykańskimi organami podatkowymi. W 2009 r. został ukarany grzywną w wysokości 546 mln dolarów, a w 2014 r. został ukarany ponownie – ale ponad pięć razy więcej: 2,6 mld dolarów.
W 2022 roku do oskarżycieli Credit Suisse dołączyła Francja, której bank musiał zapłacić 238 mln euro. Credit Suisse miał opinię banku, w którym deponowali pieniądze kłopotliwi klienci, którzy chcieli ukryć swoje dochody. Bank w naturalny sposób przyciągał wszelkiego rodzaju rosyjskich oligarchów.
To jednak nie wszystko. Inwestycje banku zakończyły się niepowodzeniem. W 2021 roku upadła brytyjska firma finansowa Greensill, w którą Credit Suisse zainwestował 10 mld dolarów. Podczas upadku funduszu Archegos, Credit Suisse był jednym z najbardziej narażonych klientów. Szacuje się, że bank musiał odpisać 5 mld dolarów. Wśród spisanych aktywów znalazła się pożyczka dla afrykańskiego państwa Mozambik, która kosztowała bank 475 mln dolarów.
Tę listę spraw Credit Suisse moglibyśmy ciągnąć jeszcze bardzo długo. Z każdym kolejnym skandalem kurs akcji Credit Suisse spadał coraz bardziej. Między marcem 2021 a marcem 2023 roku bank stracił ponad 80% swojej kapitalizacji rynkowej. To właśnie duża strata przyciągnęła inwestorów z Arabii Saudyjskiej, których „zauroczyła” Credit Suisse. I to właśnie oni zapoczątkowali cały kryzys.
2) Odrzucenie Saudów i panika giełdowa
Kiedy więc Credit Suisse przedstawił swoje ostateczne wyniki finansowe za 2022 rok, strata nie zaskoczyła nikogo. Bank zanotował jednak stratę netto w wysokości 7,3 mld franków szwajcarskich. Inwestorzy spodziewali się, że to największy akcjonariusz, Saudi National Bank, który posiada 9,8%, zwiększy swój udział w celu dostarczenia Credit Suisse nowego kapitału, który umożliwiłby mu poradzenie sobie z sytuacją. Jednak ze strony Arabii Saudyjskiej padło kategoryczne „nie”. To spowodowało, że akcje Credit Suisse poleciały w dół. W ciągu jednej sesji straciły ponad 24%.
Kapitalizacja całej giełdy osiągnęła rekordowo niski poziom 6,7 mld franków szwajcarskich. Na dokładkę, choć akcjonariusze odzyskają przynajmniej część swoich pieniędzy, do dymisji podał się Ammar al-Khudair, szef Saudi National Bank. Za kulisami słychać jednak szepty, że Ammar al-Khudair był w całym zakupie jedynie „marionetką” Mohammeda Ben Salmana, który chciał pozyskać słynny szwajcarski bank. Od października 2022 roku Arabia Saudyjska zainwestowała w ten zakup 1,5 mld dolarów. Z tych pieniędzy saudyjscy akcjonariusze zobaczą jedynie ułamek. Arabia Saudyjska jest więc jednym z wielkich przegranych w wydarzeniach wokół Credit Suisse.
3) Panika i strach przed zarażeniem
Panika po raz kolejny zaczęła rozprzestrzeniać się po świecie. Bardzo szybko nastąpiło pozorne połączenie SVB z Credit Suisse. Sektor bankowy upadał na całym świecie. Co więcej, powiązania z oboma bankami w postaci inwestycji były minimalne. Zadziałała psychologia giełdowa i inwestorzy po prostu sprzedawali akcje banków. Stworzyło to dobrą okazję do zakupu akcji bankowych.
O dziwo, strach w sektorze bankowym znalazł również odzwierciedlenie w cenie ropy naftowej, która w ciągu pięciu dni straciła 9,24%. To właśnie spadek ceny ropy potwierdził spekulacje, że kryzys ma szansę stać się poważny. Tak się jednak nie stało. Cena ropy już się odbiła i znów zyskuje. Kryzys został zakończony.
Ważnym faktem była pierwsza interwencja Szwajcarskiego Banku Państwowego, który przekazał Credit Suisse 50 miliardów franków szwajcarskich, aby przeciwdziałać odpływowi kapitału. Suma ta może wydawać się nam ogromna. W rzeczywistości pomoc ta stanowiła minimum, które szwajcarski bank centralny musiał zrobić, aby zapobiec niekontrolowanemu upadkowi Credit Suisse.
Rzeczywiście, w ciągu ostatniego tygodnia klienci Credit Suisse wycofywali swoje środki z banku w tempie 10 miliardów franków szwajcarskich dziennie. Kwota dostarczona przez szwajcarski bank centralny wystarczyłaby więc intytucji na zaledwie pięć dni.
4) Zakup UBS
W piątek, 14 marca, cena akcji Credit Suisse wzrosła, ale ci, którzy nie zdążyli sprzedać swoich udziałów, mieli pecha. W ciągu weekendu pomiędzy UBS, Credit Suisse, Szwajcarskim Bankiem Centralnym i Konfederacją Szwajcarską upiekło się porozumienie, dzięki któremu Credit Suisse trafił pod skrzydła swojego konkurenta UBS.
UBS początkowo chciał zapłacić za Credit Suisse tylko 2 mld franków szwajcarskich. Ostatecznie ustalono cenę na 3 miliardy. Zakup Credit Suisse zostanie sfinansowany poprzez sprzedaż akcji. Za jedną akcję Credit Suisse ustalono cenę 22,48 za jedną akcję UBS. Udziałowcy Credit Suisse otrzymają więc 76 centów za akcję.
UBS nie musiał emitować nowych akcji, aby umożliwić zakup Credit Suisse. Do zakupu wykorzysta jedynie akcje z programu buyback z 2022 r. Program buyback działa w ten sposób, że firma podnosi cenę swoich akcji i zwiększa wypłatę dywidendy, kupując swoje akcje na rynku, a następnie je niszcząc. UBS niczego nie zniszczy, ale wprowadzi akcje z powrotem do obiegu, aby zebrać fundusze na zakup Credit Suisse. To nie jest niespodziewany wydatek dla UBS, ale bardzo miły bonus. Nawiasem mówiąc, jest to również powód, dla którego Credit Suisse jest jeszcze dziś notowany na szwajcarskiej giełdzie. Prawdopodobnie pod koniec roku zostanie wycofany. Jego kurs jest jednak całkowicie uzależniony od kursu akcji UBS.
A to jeszcze nie wszystko. UBS otrzyma od Konfederacji Szwajcarskiej otwarty rachunek w wysokości 9 mld CHF na sfinansowanie strat związanych z przejęciem Credit Suisse. Nikt nie potrafi ich dziś oszacować, ale też nikt nie ma wątpliwości, że UBS je wyczerpie. Credit Suisse kosztował go 3 mld, ale 9 mld odzyska natychmiast. Co więcej, sama oficjalna siedziba Credit Suisse w Zurychu szacowana jest przez ekspertów na 1,5 mld CHF. I nic nie stoi na przeszkodzie, by UBS ją sprzedał. Los Credit Suisse zostałby przypieczętowany. Drugi największy bank w Szwajcarii przestałby istnieć.
Kontrowersyjny ruch w sprawie anulowania obligacji AT1
Najbardziej kontrowersyjnym posunięciem, jakie pojawiło się w związku z transakcją przejęcia Credit Suisse przez UBS, była transakcja FINMA. Jest to organizacja, która nadzoruje rynek finansowy w Szwajcarii. Umowa zakłada anulowanie 17 miliardów obligacji AT1. Posiadacze tych obligacji nie dostaną nic. Tym posunięciem FINMA złamała dawno ustaloną zasadę, w której posiadacze obligacji byli uprzywilejowani w stosunku do posiadaczy akcji. Udziałowcy dostaną co najmniej 76 centów, ale posiadacze obligacji odejdą z pustymi rękami.
Ruch ten wywołał spekulacje o rozprzestrzenianiu się zarazy na inne banki. Inwestorzy mogą zacząć masowo sprzedawać te obligacje, jeśli zobaczą, że są one bezwartościowe w przypadku upadku banku. Jest to ironia, ponieważ ten rodzaj obligacji został stworzony po kryzysie z 2008 roku, aby umożliwić bankom posiadanie wystarczającej ilości gotówki w przypadku kryzysu. Teraz ten system spowodowałby niestabilność całego systemu bankowego. Na szczęście tak się nie stało. A przynajmniej na razie. Decyzja FINMA z pewnością wywoła pozwy sądowe. Posiadacze obligacji będą się bronić, a ponieważ kwota, o którą chodzi, była duża, z pewnością znajdą zdolnych prawników, którzy podejmą walkę. Dla szwajcarskiego podatnika ten ruch może być więc bardzo kosztowny.
Podsumowanie: kto uratuje jeszcze większy bank?
W zakupie Credit Suisse jest jednak jedno wielkie ale. Nikt nie wie, jakie niespodzianki znajdą się w jego bilansie i, co ważniejsze, czym handlował ich trading desk. Jest otwartą tajemnicą, że Credit Suisse miał dużo zainwestowane w produkty pochodne, gdzie straty mogą iść bardzo wysoko zwłaszcza na tak niestabilnym rynku, jaki mamy teraz. Zarząd UBS postanowił zaangażować swojego byłego szefa Sergio Ermotti, który kierował UBS od 2011 do 2020 r. Udało mu się zrestrukturyzować UBS.
To właśnie ten doświadczony bankier powinien zająć się całą sprawą. Jeśli mu się uda, na szwajcarskim rynku wyłoni się niewzruszony lider bankowości. W zarządzaniu aktywami UBS stanie się numerem trzy na świecie za Vanguardem i BlackRockiem. Pod względem wielkości stanie się dziesiątym lub jedenastym największym bankiem świata. Mimo że Szwajcaria jest bogatym krajem, możemy zadać sobie pytanie: Kto uratowałby UBS w przypadku krachu? UBS naprawdę stał się bankiem, który jest zbyt duży, by upaść. Miejmy nadzieję, że taka sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca.