Ogólnie rzecz biorąc, rynek akcji przez wiele tygodni odnotowywał fenomenalne wzrosty kursu, co przyczyniło się do silnego byczego sentymentu. Większość strat z ubiegłego roku została już wymazana. Wydaje się, że rynek wyrwał się z bessy – ale czy na pewno? To nie takie proste. Cały rynek jest napędzany głównie przez akcje technologiczne, takie jak NVIDIA, Microsoft, Apple i AMD. Przeanalizujmy tę kwestię i wyjaśnijmy, dlaczego mówienie o byczym trendzie jest przedwczesne.
Cały rynek akcji odrobił większość strat
Bieżący rok zapowiada się na najlepszy rok dla sektora technologicznego w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Przynajmniej na razie. Jednak kiedy porównamy obecny rynek niedźwiedzia w indeksie S&P 500 z historycznym danymi, okazuje się, że jest on zupełnie inny. A raczej nie wygląda już nawet na rynek niedźwiedzia. To dane cenowe na wykresie z 2 czerwca. Teraz kurs jest nawet nieco wyższy. A rynek de facto wymazał większość strat z 2022 r. – około 80%.
Indeks giełdowy S&P 500 powrócił do poziomów z kwietnia 2022 r. Czy w związku z tym nie powinniśmy już mówić o hossie?
Nie bez powodu mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach. Gdzie więc leży problem? Cóż, jest ich kilka.
Możemy zacząć na przykład od zauważenia, że ogromny wzrost akcji dotyczy tylko kilku akcji, o których wspomnieliśmy we wstępie. Pięknie ilustruje to na przykład indeks Russell 2000, który skupia dwie trzecie akcji z indeksu Russell 3000. Krótko mówiąc, są to akcje, które jakoś nie idą zbytnio w górę. Od połowy ubiegłego roku trend jest wręcz boczny.
A w trendzie wzrostowym, oczywiście, akcje o małym market capie również powinny iść w górę. Tak się jednak nie dzieje. Przepływ kapitału koncentruje się na kilku wybranych spółkach.
Czy wycena giełdowa ma sens?
Kolejną kwestią jest porównanie MFW (funduszy rynku pieniężnego) ze zwrotem z indeksu akcji S&P. Nie jest ekonomicznie racjonalne, aby akcje zapewniały taki sam zwrot jak fundusze rynku pieniężnego, ponieważ poziom zwrotu powinien logicznie odzwierciedlać ryzyko.
Mówiąc pół-optycznie, inwestor chce premii (wyższego zwrotu) za ryzyko związane z aktywami takimi jak akcje. Wyceny całego rynku akcji powinny być zatem znacznie, znacznie niższe. Inwestorzy akcyjni wręcz ignorują fakt, że prosty, wolny od ryzyka fundusz MMF przynosi im tyle samo, co inwestycja w indeks S&P 500. Dlaczego to robią?
Jednym z głównych powodów jest psychologia. W ciągu ostatnich lat inwestorzy przyzwyczaili się do myśli, że tak naprawdę nie muszą nic wiedzieć, po prostu inwestują, a akcje przyniosą im setki, a czasem tysiące procent. Świadczą o tym różne wskaźniki nastrojów, takie jak wskaźnik byka/niedźwiedzia. Obecnie znajduje się on na tych samych poziomach, co pod koniec 2021 r. Nie ma wyraźnej euforii, ale wyraźnie widać, że rynek jest bardzo pewny siebie. Widoczny jest apetyt na ryzyko. Chociaż, zgodnie z poprzednim wykresem, nie ma to znaczenia, ponieważ ryzyko nie jest równoważone wyższymi zwrotami.
Niebezpieczeństwo recesji wciąż istnieje
Nie możemy zapominać o ciągłym zagrożeniu recesją. Rozsądniejsza część byczo nastawionych inwestorów obstawia, że wynikająca z niej recesja będzie jedynie płytka (miękkie lądowanie) lub że nastąpi jedynie znaczne spowolnienie wzrostu.
Kiedy jednak spojrzymy na krzywą rentowności, widzimy, że rynek obligacji spodziewa się głębszej recesji. Ponieważ spready znajdują się na bardzo głębokim ujemnym terytorium. Spread między rentownością 10-letnich i 2-letnich obligacji wynosi obecnie ponad -1%. Spread między rentownością 10-letnich i 1-letnich obligacji wynosi nawet -1,57%. Krzywa rentowności przewidziała siedem poprzednich recesji gospodarczych.
Logicznie rzecz biorąc, krzywa rentowności może się mylić, ale przy tak dużej inwersji jest to znacznie mniej prawdopodobne. Nie można jednak nie zgodzić się z tym, że amerykańska gospodarka okazała się naprawdę odporna w obliczu ograniczeń ze strony amerykańskiego banku centralnego. Kiedy Fed rozpoczął nowy cykl podwyżek stóp procentowych, „wszyscy” przewidywali powolną apokalipsę. Niewielu spodziewało się, że gospodarka wytrzyma tak długo.
Nie możemy jednak zapominać, że Fed rozpoczął restrykcje w marcu 2022 r. Tym samym ograniczenia z drugiej połowy ubiegłego roku nie zostały jeszcze uwzględnione w realnej gospodarce. A już na pewno nie ograniczenia z tego roku. Nie możemy również zapominać, że ograniczenia mają efekt kumulacyjny.
Czy przerwa w podwyżkach stóp procentowych uratuje rynki?
Znaczna liczba inwestorów i spekulantów zakłada również, że stopy procentowe osiągnęły swój szczyt. Chociaż prognozy Fed przewidują jeszcze dwie podwyżki o 0,25 punktu procentowego przed końcem roku.
Jest to z pewnością uzasadniona hipoteza, że bank centralny blefuje. Problem z tą hipotezą polega jednak na tym, że przez ostatnie półtora roku Fed postępował dokładnie zgodnie z instrukcją niejakiego Keynesa. To właśnie sprawia, że ich polityka jest tak przejrzysta i przewidywalna.
Dlatego też nowa decyzja Banku Anglii w sprawie polityki pieniężnej zasługiwałaby na znacznie większą uwagę. Mniej lub bardziej niespodziewanie podnieśli oni podstawową stopę procentową o 0,5 punktu procentowego do 5%, a przecież od jakiegoś czasu spekulowano na temat pauzy. Przerwa miałaby sens choćby dlatego, że ostatnie podwyżki wynosiły 0,25 punktu procentowego. Jednak BoE ponownie nieco agresywniej wcisnął pedał hamulca. Powodem jest oczywiście inflacja.
Wynika z tego, że walka banków centralnych z inflacją jeszcze się nie skończyła. Oznacza to również, że rynki akcji nadal znajdują się pod rosnącą presją ze strony ograniczeń. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że stopa inflacji spada dość szybko. Można powiedzieć, że to prawda. Banki centralne obawiają się jednak, że nastąpi tzw. odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych, które kształtują się na poziomie 2%. Oznacza to, że wyższe oczekiwania inflacyjne zaczną być zapisywane w formalnych i nieformalnych umowach. Rośnie wówczas ryzyko, że inflacja zatrzyma się na poziomie, powiedzmy, 4-5%. A wtedy to już bardzo duży problem, by coś z tym zrobić.
Byki powinny być bardziej ostrożne
Istnieje pewne tło, które jest niezbędne dla rynku czysto byczego. Chociaż analiza techniczna jest świetna, samo patrzenie na ceny jest w jakiś sposób niewystarczające. Wymaga to rozpoczęcia od szerszych ram, co wielu analityków całkowicie ignoruje. W rzeczywistości, gdy weźmiemy pod uwagę tło makroekonomiczne, widzimy wiele przeszkód.